Kochani!
Pamiętam, że byłam dzieckiem, które chciało robić wszystko dobrze. Każda literka w zeszycie musiała być równa, każde słowo poprawne. Ale ręka czasem drżała, długopis sunął w złą stronę, a błąd pojawiał się na kartce. Wtedy czułam to narastające napięcie. Nerwowy oddech mojego ojca, jego zniecierpliwienie, irytację.
Coś, co zostało na lata
Z jego strony był to sposób na przypomnienie mi mojego błędu. Niby drobiazg, ale w małym sercu zostawił wielką rysę. Nie potrafiłam wtedy zrozumieć, że ojciec nie potrafił poczekać. Dla mnie liczyło się tylko to, że nie miał dla mnie cierpliwości.
Teraz gdy jako dorosła kobieta patrzę na tamte chwile, wiem, że kartkę można wymienić, błąd poprawić, zeszyt zamknąć i zapomnieć. Emocje? Zostają. Dziecko nie pamięta, co dokładnie napisało źle, ale pamięta, jak się czuło.
Dzieci nie potrzebują ideału – potrzebują cierpliwości
Nie zrozumcie mnie źle. Wiem, że każdy rodzic chce dobrze. Chce nauczyć, pokazać właściwą drogę, przygotować dziecko do życia. Jednak myślę, że w codzienności często zapomina, że małe serce nie potrzebuje nerwowego, nauczyciela. Potrzebuje kogoś, kto zrozumie, kto poczeka, kto powie: „Spróbuj jeszcze raz, to nic takiego”.
To właśnie te słowa budują poczucie wartości, wzmacniają skrzydła. To one sprawiają, że dziecko nie boi się próbować, nie wątpi w siebie, nie czuje się niewystarczające.
Podzielcie się swoimi wspomnieniami
Ja wiem, co czułam wtedy. I wiem, co bym chciała usłyszeć zamiast krzyku.
A Wy? Czy pamiętacie sytuację z dzieciństwa, kiedy najbardziej potrzebowaliście cierpliwości? Jakie słowa, sytuacje zapadły Wam w pamięć na zawsze?
Podzielcie się ze mną w komentarzu. Może Wasze historie pomogą komuś spojrzeć inaczej na własne wspomnienia i relacje z dziećmi.