Kochani!
Od zawsze mam w sobie silną potrzebę uszczęśliwiania moich bliskich. Myślę, ze to sposób, w jaki zostałam wychowana i przeżycia z przeszłości, uczyniły mnie tak wrażliwą na innych. Widok radości na twarzach najbliższych, ich wdzięczność, uśmiech – to coś, co napędza mnie do działania. Staram się być wsparciem, dobrą wnuczką, przyjaciółką, żoną. Chcę, żeby każdy czuł się ważny, kochany, doceniony.
Gdy coś pójdzie nie tak…
Wtedy zaczyna się najgorsza walka – nie z kimś innym, ale ze mną samą. Nie mogę przestać o tym myśleć. Rozkładam każdą sytuację na czynniki pierwsze, analizuję każde słowo, każdą reakcję. Czasem wystarczy jedno zdanie, jeden niewłaściwy gest, by uruchomić w mojej głowie lawinę wyrzutów sumienia.
Ciężar oczekiwań, które sama sobie narzucam
Nikt nie wymaga ode mnie perfekcji. Nikt nie mówi mi wprost: „Musisz zawsze spełniać nasze oczekiwania”. Ale ja sama narzucam sobie ten ciężar. Czuję, że jeśli komuś sprawię, choć odrobinę smutku, to jest to moja wina. Niezależnie od okoliczności, od tego, czy w ogóle miałam na to wpływ, obwiniam się, jakbym zawiodła na całej linii.
Jak nauczyć się wybaczać sobie?
Wiem, że to błędne koło. Wiem, że muszę nauczyć się odpuszczać, pozwalać sobie na błędy, na bycie człowiekiem, a nie maszyną do spełniania cudzych oczekiwań. Ale jak to zrobić? Jak przestać się karać za rzeczy, które w gruncie rzeczy są drobnostkami? To pytania, które wciąż zadaję sobie każdego dnia.
A jak to wygląda u Was?
Czy też macie w sobie tę potrzebę zadowalania innych? Czy czujecie wyrzuty sumienia, gdy coś pójdzie nie tak? A może nauczyliście się z tym radzić? Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach. Może razem znajdziemy sposób, by być dla siebie bardziej wyrozumiałymi?