Kochani!
Żyjemy w czasach wielkiego zamętu, gdzie to, co było oczywiste przez wieki – dziś budzi kontrowersje. Coraz częściej obserwuję, jak próbuje się zburzyć fundamenty zdrowej relacji między kobietą a mężczyzną. Dlatego chcę dziś napisać coś ważnego, z głębi serca.
Mężczyzna jako naturalny strażnik ładu i bezpieczeństwa
Od zarania dziejów to mężczyzna był tym, który chronił. Ciałem, sercem, decyzją. To w jego obecności kobieta mogła czuć się bezpieczna, mogła rozkwitać. I nie chodzi tu o podporządkowanie – ale o dopełnienie. Mężczyzna niesie w sobie siłę, która – dobrze ukierunkowana – nie niszczy, lecz buduje. W zdrowej relacji to on bierze odpowiedzialność, walczy z przeciwnościami, stawia granice, buduje dom. Jest jak mur – nie po to, by ograniczać, ale by chronić.
Feminizacja jako źródło współczesnej samotności kobiet
Dzisiaj coraz częściej kobiecie wmawia się, że nie potrzebuje mężczyzny. Ma być silna, niezależna, samowystarczalna. I owszem – kobieta może być silna. Jednak czy musi być samotna? Psychologia relacji jasno pokazuje, że kobieta, która rezygnuje z męskiej obecności i ochrony, najczęściej robi to nie z wyboru, a z obrony. Bo nikt jej nie nauczył ufać. Bo społeczeństwo powiedziało jej: „sama dasz radę”. A prawda jest taka, że samotność to nie wyzwolenie, a często cicha rozpacz.
Zatracony męski instynkt obrońcy
Mężczyznom z kolei od dziecka wbija się dziś do głowy, że nie muszą walczyć. Mają być delikatni, muszą ustępować. „Męskość” to przestarzały konstrukt. Efekt? Pokolenia zagubionych chłopaków, którzy nie wiedzą, kim są. Którzy nie słyszą już w sercu wołania: „Chroń, prowadź, buduj!”. Tymczasem psychologia mężczyzny opiera się właśnie na działaniu, na odpowiedzialności, na poczuciu celu. Pozbawiając ich tej roli, odbieramy im sens.
Dlaczego potrzebujemy powrotu do naturalnego porządku
Rodzina bez silnego mężczyzny często dryfuje. Kobieta – nawet jeśli świetnie radzi sobie na zewnątrz – wewnętrznie tęskni za oparciem. Dzieci potrzebują ojca nie tylko jako „obecności”, ale jako wzoru. Mężczyzna nie jest opcjonalny. Jest niezastąpiony. Tradycyjna rola mężczyzny – jako głowy rodziny, jako obrońcy, jako autorytetu – nie jest zagrożeniem, lecz największym darem, jaki może dostać kobieta i dziecko.
Kochajmy, nie walczmy ze sobą
To nie jest wojna płci. To dramat nieporozumienia. Kobieta i mężczyzna są sobie potrzebni. Dopełniają się. Gdy mężczyzna odzyskuje swoją siłę – nie musi kobiety przytłaczać. Może ją wspierać, prowadzić, być jej opoką. A kobieta, czując się bezpieczna – może być wreszcie sobą, może rozkwitać, kochać bez lęku. Tego właśnie dziś potrzebujemy najbardziej.
A jak Wy to widzicie?
Czy zgadzacie się, że mężczyzna jest naturalnym źródłem bezpieczeństwa? Czy tęsknicie za powrotem do tej zdrowej, tradycyjnej roli? Jakie macie doświadczenia – czy brak męskiego wzorca wpłynął na Wasze życie? Czekam na Wasze komentarze i refleksje.